Serdecznie witamy po świątecznej przerwie 🙂
Przerwa już się skończyła i czas wrócić do pracy 🙂 Czeka na Was dziś kilka zadań 🙂
Zadanie 1
Dzisiaj posłuchamy baśni Hanny Januszewskiej pt. „Wiosenny koszyczek”.
Prosimy o przeczytanie dzieciom baśni lub odtworzenie baśni nagranej przez nauczyciela. Dzieci siadają lub kładą się wygodnie i słuchają baśni, potem starają się odpowiedzieć na pytania.
„Wiosenny koszyczek”
– Ua! – ziewnęła Królewna. – Wszystkie zabawki już mi się znudziły. Chcę mieć złoty koszyczek, tato!
Ojciec Królewny był oczywiście Królem i postanowił wychowywać swoją córkę po królewsku. Ale niezupełnie rozumiał, co to znaczy. Więc zamiast powiedzieć: – Masz aż nadto zabawek, moja droga, nie zawracaj mi głowy jeszcze złotym koszyczkiem – klasnął w ręce i zawołał:
– Jasiu-doboszu! Jasiu-doboszu! Chodź no tu do mnie zaraz!
Jasio-dobosz był sprytny i obrotny, więc Król powierzał mu nieraz trudne sprawy. A teraz, gdy Jasio wmaszerował do sali tronowej i stanął przed Królem na baczność – powiedział:
– Jasiu-doboszu, marsz raz – dwa! W świat i wystaraj się o złoty koszyczek dla Królewny.
– Uuu! – stęknął Jasio, patrząc na tron, na którym siedział sobie wygodnie Król, i na wielkie pałacowe okno za tronem.
A za oknem:
Olaboga! Laboga!
Jaka wstrętna pogoda!
Wiatr chmurzyska przegania,
las wiatrowi się kłania,
wierzba z wiatrem się miota,
drogi chlupią od błota,
kapie z dachów, z drzew woda –
Jaka wstrętna pogoda!
Uuuu!
– Co za „Uuuu”? – zapytał Król.
– Uuuu – wstrętna pogoda! – powiedział Jasio-dobosz.
– No to co? – rzekł Król, który siedział tyłem do okna.
– A to, że niemiło wędrować w taką brzydką pogodę po złoty koszyczek dla Królewny. Zwłaszcza że nie wiadomo, gdzie go szukać, proszę Wielmożnego Króla – powiedział Jasio-dobosz.
– Zagraj sobie na bębnie, to ci się będzie raźniej szło – odpowiedział Król. – A koszyczek znajdziesz na pewno, bo jesteś sprytny i obrotny. I masz tu na drogę złoty pieniądz.
Co było robić? Jasio palnął pałkami w bęben: bach! bach! – i ruszył przez ogrzane pałacowe pokoje ku pałacowym drzwiom: raz – dwa!
Drzwi pałacowych pilnował odźwierny pan Walenty.
Miał piękne wąsy, które lubił gładzić, gdy był z czegoś zadowolony. I właśnie gdy Jasio-dobosz zbliżał się raz – dwa! do pałacowych drzwi, pan Walenty gładził swój lewy wąs.
– Widzę, że pan z czegoś zadowolony – powiedział Jasio-dobosz.
– Z pogody – powiedział pan Walenty.
– Z pogody? – zdziwił się Jasio-dobosz.
– A z pogody! – kiwnął głową pan Walenty. Bo idzie wiosna. Można nawet powiedzieć, pędzi. Pędzi z wiatrem, a wiatr się zmienia. Słyszysz, jak huczy, Jasiu?
– Ale śnieg jeszcze w bruzdach leży.
– Leży, leży. Jednak już mięknie, już się rozpuszcza. A szron na dachach, na gałęziach taje i woda kapie człowiekowi za kołnierz.
– Brr – otrząsnął się Jasio-dobosz. A ja muszę iść w tę kapaninę, pod ten wiatr. Po złoty koszyczek dla Królewny. Taki jest rozkaz królewski.
– Jak rozkaz, to nie ma rady – powiedział pan Walenty. Idź, Jasiu, idź. I nic się nie trap. Wiatr ci mokry kołnierz wysuszy, słońce wyjrzy zza chmur i ogrzeje cię. Idź, Jasiu, idź.
Jasiowi raźniej się zrobiło po rozmowie z wesołym panem Walentym. Ruszył raźnym krokiem z pałacu i dalej polną drogą, pod wiatr.
Bach! Bach! – głos bębna niósł się z wiatrem z północy na południe, lecz nagle odwrócił się i bach! bach! – rozniosło się z południa na północ.
– Wiatr się zmienił! – ucieszył się Jasio. Od razu się cieplej zrobiło!
– Cieplej! Cieplej! Coraz cieplej! Cisis! Cilip! – zawołała wesoła pliszka lecąc nad głową Jasia-dobosza z północy na południe. – Wiatr nam przydmuchał wiosnę!
Tak, to była wiosna. Wiatr przegnał z nieba ciężkie chmury, pomykały po nim lekkie obłoczki, a ciepły powiew podbijał je, gonił, odsłaniając promieniste słońce.
– Słońce! Słońce! – cieszyły się wiosenne kwiaty i podnosiły ku niemu złote, niebieskie, fiołkowe oczy.
– Wiosna! – roześmiał się Jasio szeroko. – W wiosennym słońcu łatwiej mi będzie znaleźć dla Królewny złoty koszyczek.
– Co złote? Co złote? Szak – szak – szake – rak! – zawołała sroka, sfrunęła na drogę, podskakiwała przed Jasiem i skrzeczała: Co złotego masz? Co złotego masz?
– Mam złoty pieniądz – powiedział Jasio – ale nie mój. Królewski.
– Pie – niądz? Pie – niądz? A czy to można unieść w dziobie? Szake – rak? Szake – rak? – skrzeczała sroka.
Jasio spojrzał na nią trochę koso, bo słyszał, że sroki lubią porywać w dziób wszystko, co się świeci.
– Nie wiem – powiedział. Nie mam dzioba. A pieniądz mam w kieszeni. Mam za niego kupić złoty koszyczek dla Królewny. Tylko nie wiem gdzie.
– Wiem gdzie! Wiem! – wykrzyknęła sroka i zatrzepotała skrzydełkami. – Poszukaj złotego koszyczka w mieście, na targu! Tam gdzie sprzedają pierścionki z niebieskim oczkiem.
– Ano, kiedy tak, to idę do miasta – powiedział Jasio-dobosz, a że właśnie stanął przy rozstajnych drogach, z których jedna biegła ku łąkom, wierzbom i stawkowi, a druga do miasta – skręcił na drogę ku miastu bijąc wesoło w bęben.
Bach! Bach! – grał bęben Jasia na całe miasto. W mieście był właśnie targ i wielki tłum ludzi otaczał stragany.
– O, jaki to zgrabny kawaler do nas przyszedł! I do tego z bębnem! – zawołała jedna z pań przekupek, a na to wszystkie zaczęły wykrzykiwać jedna przez drugą:
– Do mnie! Do mnie, proszę!
Co chcesz kupić, mój doboszu?
Może szklankę? Może talerz?
Chustkę? Wstążkę? Szal? Korale?
Czy kalosze? Czy bambosze?
Do mnie, do mnie, mój doboszu!
– Chciałbym kupić złoty koszyczek – powiedział Jasio-dobosz.
– Złoty koszyczek? – zdziwiły się panie przekupki. Czegoś takiego nie ma na żadnym straganie, nie ma w całym naszym mieście!
– Nie ma? – zmartwił się Jasio-dobosz. Zamyślił się, puknął palcem w czoło, ukłonił paniom przekupkom i wyszedł z miasta szeroką ulicą, która wkrótce zmieniła się w polną drogę. Obok drogi stały olchy, wierzby, leszczyny i sypały na wojskową czapkę Jasia-dobosza wiosenny pył.
Bach! Bach! – grał wesoło bęben Jasiowy, a nad nim w słońcu skakały złote pyłki.
Bach! Bach! – idzie Jasio-dobosz przez wiosenny świat, wali w bęben pałkami i myśli:
„Zachciało się Królewnie złotego koszyczka, więc muszę ten koszyczek znaleźć. Złoty koszyczek się świeci, więc rozejrzę się wokoło, gdzie jest najwięcej blasku. Może tam znajdę złoty koszyczek?”
Ale blasku było pełno dokoła. I na polu, i na łące, i na ścieżce, po której szedł Jasio-dobosz.
– Dokąd tu iść? – zamyślił się Jasio. Minął gaj brzozowy, minął pole i szedł łąką ku kępie wierzb. Gdy się do nich bardziej jeszcze zbliżył, zobaczył, że pomiędzy pniami wierzb coś błyszczy. Podszedł jeszcze bliżej i stanął nad małym okrągłym stawkiem, po którym skakały odpryski słonecznego blasku i tak świeciły, aż Jasio na chwilę przymrużył oczy. Ale zaraz je otworzył, bo bardzo mu się tutaj podobało.
Stawek otaczały wierzby, chyliły się nad błyszczącą wodą. Brzegi porastała gęsta trzcina i wiklina, a w wiklinie coś szemrało, szumiało, mruczało.
– Kto tam? – spytał Jasio-dobosz i rozsunął gałęzie.
A w wiklinie siedzi cicha
dziwna baba – Wiklinicha.
W siwej chuście w żółte kwiaty,
w kapeluszu kostropatym.
Wietrzyk wionie, ptak przeleci –
Wiklinicha kosze plecie.
Śpiewa piosnki rozmaite,
plecie kosze z cienkich wite.
– Przepraszam panią – powiedział Jasio-dobosz zaglądając babie Wiklinisze pod kostropaty kapelusz. –
Czy ma pani gotowe koszyczki?
– Mam i niejeden – rzekła Wiklinicha.
– A złoty? – zapytał Jasio-dobosz.
– Mam i złoty – odpowiedziała baba Wiklinicha. Sięgnęła w gąszcz wiklin i wyciągnęła z nich złoty koszyczek.
– Ach! Jaki piękny! – zawołał Jasio-dobosz.
– Ba! – powiedziała dumnie baba Wiklinicha. – Pewno, że piękny! Z młodziutkich wiosennych gałązek wierzby upleciony. Dlatego taki złoty! Dlatego tak lśni!
– Sprzedaj mi ten złoty koszyczek, babo Wiklinicho – powiedział Jasio-dobosz. – Dam ci za niego złoty pieniądz.
– Ja nie sprzedaję, ja plotę – powiedziała baba Wiklinicha. Ale widząc, że Jasio-dobosz posmutniał, zapytała:
– Bardzo chcesz mieć ten koszyczek?
– Bardzo – westchnął Jasio-dobosz. Nie tylko dlatego, że pamiętał o rozkazie Króla i o zachciance Królewny, ale że mu się ten koszyczek spodobał.
– Kiedy tak bardzo chcesz go mieć – powiedziała baba Wiklinicha – to weź go sobie!
Mrugnęła do Jasia spod kostropatego kapelusza i podała mu złoty koszyczek.
– Dziękuję, babo Wiklinicho! Dziękuję! – zawołał Jasio-dobosz i powiesił sobie koszyczek przez ramię.
I już miał biec do pałacu, ale jeszcze zatrzymał się na chwilę.
Spojrzał na mały stawek, na złote wiosenne gałęzie drzew, na trzcinę, co szumiała poruszana lekkim wiatrem.
– Jak tu ładnie – powiedział.
– Ba! – mruknęła baba Wiklinicha. – Dlatego plotę tu moje koszyki.
– Dobrej roboty! – zawołał Jasio-dobosz. – Dobrej roboty, babo Wiklinicho! – i pobiegł z koszyczkiem do pałacu.
Bach! Bach! – zagrał bęben Jasia-dobosza przed pałacowymi drzwiami.
– No i co, Jasiu? – zapytał pan Walenty otwierając drzwi szeroko. – Masz złoty koszyczek?
– Mam! – zawołał Jasio-dobosz wywijając koszyczkiem.
– Jest złoty koszyczek! – wykrzyknęła Królewna zbiegając po schodach ku drzwiom pałacowym. – Ach, jaki śliczny! Jaki złoty! A jaki leciutki! Co to za złoto takie leciutkie?
– Wiosenne wierzbowe gałązki, panno Królewno – powiedział Jasio-dobosz.
– Śliczne! Śliczne – cieszyła się Królewna i choć jej koszyczek w rękach trochę przeszkadzał, przechyliła się nad nim i pocałowała Jasia w oba policzki. A potem zapytała:
– Gdzie rosną złote gałązki, Jasiu-doboszu? Chciałabym je zobaczyć!
– Nic łatwiejszego, panno Królewno – powiedział Jasio-dobosz. – To nawet nie tak daleko stąd, nad stawkiem, za łąką.
– Chodźmy tam zaraz! – wykrzyknęła Królewna, pochwyciła Jasia-dobosza za rękę i oboje wybiegli na wiosenny świat.
A na świecie było jeszcze piękniej, jeszcze jaśniej, jeszcze cieplej. Kwiaty kwitły na łąkach, ptaki śpiewały, żaby kumkały nad okrągłym stawkiem, a ważki trzepotały się nad trzciną i wikliną.
– Kto tam znowu? – zapytała baba Wiklinicha wyglądając z wikli.
– Królewna! –zawołała Królewna.
– I Jasio-dobosz – powiedział Jasio – przyprowadziłem tu Królewnę, bo chciała obejrzeć wiosenne złote gałązki.
– Śliczne! Śliczne! – zawołała Królewna rozglądając się dokoła. – Nigdy nie myślałam, że takie piękności rosną nad okrągłym stawkiem!
– Ba! – mruknęła baba Wiklinicha.
– A jakie piękne koszyczki plecie pani z tych gałązek! – zawołała Królewna, patrząc na robotę baby Wiklinichy.
– Ba! – powiedziała baba Wiklinicha.
A Królewna szepnęła nieśmiało:
– Niech mnie pani nauczy tej pięknej roboty.
– Hmm – mruknęła baba Wiklinicha. – Przyda ci się jakaś robota, moja ładna. Przyjdź tu do mnie jutro na naukę. Dziś już za późno.
– Przyjdę jutro – powiedziała Królewna. – Do widzenia, pani Wiklinicho.
I Królewna z Jasiem-doboszem zawrócili do pałacu.
Szli polem, w ciepłym blasku słońca. A potem szli gajem i słońce sączyło się przez liście – prosto w złoty wiklinowy koszyczek. A potem szli łąką – pod pogodnym niebem, po którym pomykały lekkie chmurki.
Jedna chmurka zamarudziła, zatrzymała się na chwilę nad kwiecistą łąką, westchnęła z zachwytu i – kap, kap – spadł na łąkę ciepły drobny deszcz.
– Deszcz! Deszcz! – zawołała Królewna.
– To drobny ciepły wiosenny deszczyk – powiedział Jasio – za chwilę ustanie! A my skryjmy się pod drzewko.
Więc Królewna i Jasio-dobosz skryli się pod drzewko, ale ciepłe krople padały na nich przez liście, na koszyczek Królewny i na bęben Jasia-dobosza.
Bim – bam! – spadały krople.
Bim – bam – bam! – odzywał się bęben, coraz ciszej i ciszej i wreszcie umilkł.
– Deszcz ustał – powiedział Jasio-dobosz.
Więc pobiegli oboje dalej łąką w stronę pałacu. Jakże teraz mocno przygrzewało słońce! Jak pachniała łąka! Jak wesoło ćwierkały ptaki i świerszcze w trawach! Królewna biegła w podskokach i wołała:
– Nauczę się pleść koszyki! Pierwszy uplotę dla mamy-Królowej, drugi dla taty-Króla, trzeci dla pana Walentego, bo pan Walenty lubi jesienią chodzić na grzyby, a czwarty – zatrzymała się zdyszana, bo biegli tak długo i już byli bliziutko pałacu.
– A czwarty? – zapytał Jasio-dobosz.
– Czwarty będzie dla ciebie, Jasiu-doboszu, żebyś i ty miał taki śliczny koszyczek, jak ten, który mi dałeś!
Ach, jaki śliczny! Przyjrzyjmy mu się jeszcze raz!
Królewna wyciągnęła do Jasia koszyczek i nagle krzyknęła:
– O!
– O, jaka niespodzianka! – zawołał Jasio-dobosz. – Zielony koszyczek! Złote witki wypuściły zielone listki!
– Ach, jaki śliczny zielony koszyczek! – roześmiała się Królewna. – Jak pięknie się odmienił!
– Bo lato blisko – powiedział Jasio-dobosz.
Źródło: H.Januszewska „Złoty koszyczek” Nasza Księgarnia, Warszawa 1987
Rozmowa na temat baśni:
Dzieci starają się same odpowiedzieć na pytania. Odpowiedzi są po to, aby Rodzice mogli sprawdzić czy dziecko dobrze zapamiętało wydarzenia zawarte w baśni.
- Dlaczego możemy powiedzieć, że królewna była bardzo kapryśna? (odp. znudziły jej się zabawki, które miała, a że była Królewną to wymyśliła, że chce mieć złoty koszyczek)
- Dlaczego Jasio-dobosz nie chciał wybrać się w świat po złoty koszyczek? (odp. padał deszcz i pogoda była brzydka)
- Gdzie Jasio-dobosz szukał złotego koszyczka? (odp. w mieście na targu, potem na łące, na polach i na końcu nad stawem)
- Kto dał Jasiowi-doboszowi koszyczek dla królewny? (odp. Baba Wiklinicha)
- Dlaczego złoty koszyczek zmienił kolor na zielony? (odp. wypuścił zielone listki, bo lato było blisko)
Zadanie 2
A teraz zapraszamy do pracy plastycznej 🙂
Waszym zadaniem będzie wykonanie ilustracji do wysłuchanej baśni. Narysujcie to co Wam się najbardziej spodobało w baśni lub to co najbardziej zapamiętaliście.
Czekamy na Wasze zdjęcia 🙂
Zadanie 3
Na zakończenie piosenka pt. „Maszeruje wiosna”. Posłuchajcie i potem razem z rodzicami lub rodzeństwem ją zaśpiewajcie 🙂 Powodzenia !
„Maszeruje wiosna”
Tam daleko gdzie wysoka sosna
maszeruje drogą mała wiosna.
Ma spódniczkę mini, sznurowane butki
i jeden warkoczyk krótki.
Maszeruje wiosna
a ptaki wokoło
lecą i świergocą
głośno i wesoło.
Maszeruje wiosna w ręku
trzyma kwiat gdy go
w górę wznosi
zielenieje świat !
Nosi wiosna dżinsową kurteczkę,
na ramieniu małą torebeczkę
chętnie żuje gume i robi balony
a z nich każdy jest zielony.
Maszeruje wiosna
a ptaki wokoło
lecą i świergocą
głośno i wesoło.
Maszeruje wiosna w ręku
trzyma kwiat gdy go
w górę wznosi
zielenieje świat !
Wiosno, wiosno
nie zapomnij o nas
każda trawka chce
być już zielona.
gdybyś zapomniała inną
drogą poszła
zima by została mroźna.
Maszeruje wiosna
a ptaki wokoło
lecą i świergocą
głośno i wesoło.
Maszeruje wiosna w ręku
trzyma kwiat gdy go
w górę wznosi
zielenieje świat !